Wiele lat temu umówił się do mnie na sesję mężczyzna i na spotkanie przyszedł w towarzystwie drugiego. Umawiający się: biznesmen z czasów szalejącego kapitalizmu, lekki brzuszek, silnie zbudowany, pewny siebie. 

Ten drugi to taki chudziutki, zapadnięty, szary na twarzy.

Panie Macieju, to jest mój brat bliźniak, jednojajowy. Jest nauczycielem, drugi raz w ciągu 3 lat stracił pracę.

A to były czasy gdzie nauczyciele i pielęgniarki w Niemczech i Anglii pracowali. A jemu i tak się udało tę pracę stracić. 

– Co gorsza, dostaje pensję co miesiąc, a po dwóch tygodniach nic nie ma na koncie. Mój brat bliźniak jednojajowy. To nie może tak działać!

Poddałem ich regresji do momentu ssania piersi. Ten silniejszy osiągnął stan bliski orgazmowi. drugi, zaczął się krztusić, poszarzał jeszcze bardziej, więc poddałem regresji głębszej do wspomnienia z macicy, końcówka, trzeci trymestr. On wił się i wyginał, mówił „-to mnie tu na twarz naciska”, ręką musiał się podpierać. 

Okazało się, że o ile ten silny był prawidłowo ułożony, to ten słabszy był wokół niego owinięty plecami. I to co zapamiętał, to to, że go dusiło w momencie, gdy zbliżała się mleczna pierś (…)Tak był prekodowany, on pamiętał że był duszony. A to, że mleko leciało to dla niego drugorzędna historia, nieistotne. Zobaczcie, te same piersi z tym samym mlekiem, ten sam czas, z jednej macicy urodzeni mniej więcej w tym samym czasie. Jeden miał cudowne doświadczenie, mistyczne, z perspektywy takiego malucha. A drugi umierał, czekał aż zostanie zmiażdżony.

Tak działa prekodowanie. Jeżeli jesteśmy w pierwszym doświadczeniu wyposażeni w określony zestaw doświadczeń to staje się on dominujący. Z kolejnych doświadczeń, w pierwszej kolejności wybieramy to, do czego jesteśmy prekodowani, reszta to przy okazji. Mówimy o traumie inicjalnej łańcuszku wzmocnieniowym. Mamy pierwsze doświadczenie, tak jak ten nasz mały – jest duszony, świat chce go zmiażdżyć, świat chce go zabić. Obojętnie co się dzieje, w pierwszej kolejności wybierze tylko te elementy, na które niejako czeka, które są w defaulcie. A później, ewentualnie, jeżeli jest na to przestrzeń, postrzega inne zjawiska. Tak jest w każdym z nas, więc oczywiście to staje się zrozumiałe, dlaczego z takim uporem prę do jak najwcześniejszego doświadczenia. Statystyka pokazuje, że najwcześniejsze to są jeszcze zanim się urodzimy – kontakt z macicą i setki, tysiące bodźców które do nas w każdej chwili docierają – fizycznych i psychicznych oczywiście.

Staramy się zejść jak najgłębiej, tak blisko traumy inicjalnej jak to możliwe. Czyli z tego łańcuszka, w którym jak klocki Lego są położone doświadczenia, wybrać to pierwsze, żeby zawaliła się cała konstrukcja. Nie jest to zawsze możliwe oczywiście. Często trzeba od góry zbierać, przechodzić przez poszczególne traumy. Kilka osób, kiedy pracowały, wręcz zaczęły sobie przypominać konkretne doświadczenia z życia, różne wydarzenia, które je ukształtowały i paradoksalnie zupełnie z różnych półek. Tu mnie tata napadł, a w kolejnym miejscu mama nie chciała czegoś dać. Tylko pozornie są to zupełnie różne doświadczenia. To jest to samo doświadczenie, tylko cały ten zestaw traumatyzacyjny traumy inicjalnej, który z kolejnych doświadczeń pozwala nam wybrać tylko to, do czego jesteśmy przygotowani. I gdy zaczynamy pracować, to ktoś ma trudne doświadczenie, dajmy na to z mamą. Robimy dramę, ja jestem wystraszony, a tam jest ta straszna matka, boję się jej. Albo czegoś nie chce dać, złoszczę się na nią. Gdy podchodzi inny terapeuta to mówi „nie, nie. To jest zupełnie gdzieś indziej.” Prawda jest taka, że jeden i drugi model są prawdziwe. Tylko że jesteśmy na jednym lub drugim poziomie łańcuszka wzmocnieniowego. Często jest tak, że gdy pracujemy to nam te obrazy przeskakują przez pozornie zupełnie niepowiązane sytuacje. A one są powiązane. Są powiązane właśnie tym rdzeniem, który niesiemy od traumy inicjalnej i wykorzystujemy do zinterpretowania kolejnych zjawisk. I z tego samego zjawiska, zależnie od tego jak jesteśmy prekodowani, wybieramy zupełnie inne elementy.

Zanim coś postrzeżemy, obojętnie jakie to jest, dokładnie wiemy czego tam szukać, gdyż jesteśmy prekodowani. Jeżeli tak się posuwamy uporczywie w dół tego łańcuszka traumatyzacyjnego, czyli poddajemy się regresji do coraz wcześniejszego okresu życia, docieramy do tego jednego zdarzenia, które nas prekodowało, ukształtowało na resztę życia. Oczywiście jest to uproszczenie.

Trauma inicjalna, czyli np. skok z jajowodu w „wielki kosmos maciczny” dla jednego to będzie wielkim kosmosem, obrazem nieba w nocy albo bezmiarem oceanu. To jest [doświadczenie] prawidłowe, niczym nie zdeformowane. Ale jeżeli ktoś pamięta to [doświadczenie] jako coś strasznego, parzącego i jest to pierwsze trudne doświadczenie, to od tego momentu, z kolejnych doświadczeń będzie wybierał to, o czym już wie że jest. Nawet jeżeli, jak w przypadku naszych bliźniaków, pojawia się mleko i możliwość zaspokojenia najbardziej pierwotnej potrzeby – nieumierania: mogę jeść, więc żyję. Nawet to może być nie aż tak istotne, jak to, że wiem że jest zagrożenie. 

(…) jeżeli wszystko [w okresie ciąży] przebiega dobrze, to tych wspomnień jest zasadniczo niewiele. I obrazy które się pojawiają są zasadniczo zbliżone u wszystkich ludzi. Trzymają się tego pierwszego okresu ciąży, fazy samozachowawczej i wiele osób odczuwa albo po niedługiej pracy zaczyna odczuwać zjednoczenie z całym światem i po prostu jest dobrze. Jest cały wszechświat i ja mam świadomość że jestem, ale nawet siebie nie odczuwam. To jest normalne. Ale wystarczy że wcześniej zadziało się cokolwiek trudnego i w tej wielkiej przestrzeni zobaczymy – „przerażające, straszne, nawet nie ma się o co oprzeć, nawet nie wiem gdzie jestem, jest strasznie”, to samo doświadczenie jest inaczej widziane. 

Tak naprawdę my nie mamy pojęcia jaki jest ten świat dookoła. My nawet nie mamy bladego pojęcia co w nas siedzi, ponieważ patrzymy przez filtr wcześniejszych doświadczeń, tak naprawdę wielu filtrów poprzednich doświadczeń.

Nie jest tak, że świat czegoś chce ode mnie. Tak naprawdę my sobie bardzo precyzyjnie z tego świata wybieramy, to co mnie może dotyczyć. I później to tak naprawdę jest bez znaczenia, jaki ten świat jest. (…) Ważne, co ja jestem w stanie z niego zobaczyć. I nawet jestem w stanie zupełnie zdeformować, zakłamać ten obraz, byle byłby zgodny z moich wcześniejszym doświadczeniem. Więc gdy tutaj pracujemy, to przede wszystkim, uczymy się rozpoznać te filtry o których mówię,de facto można powiedzieć kompleksy (posługując się terminologią Carla Gustava Junga). Czyli docieramy do strasznego wydarzenia, które budzi lęk, złość, gniew, przeżywamy je po raz kolejny, czasami wielokrotnie, aż do momentu w którym [rozładujemy] cały negatywny ładunek emocjonalny…)

Jeżeli ktoś widzi świat przez różowe okulary i w miejscu matki widzi boginię albo Marię, to też jest nieprawidłowy obraz, to też wynika z jakiegoś uwikłania… Więc staramy się tyle razy przeżyć to doświadczenie, aż cały ładunek emocjonalny zostanie rozproszony. Można powiedzieć, że energia psychiczna uwikłana w tym obrazie, czy połączona z tym obrazem, zostanie rozpuszczona i wchłonięta przez inne obiekty, czy w ogóle przez psyche. Pozostaje tylko pewien obraz, czasami on jest trudny, naprawdę doznaliśmy fizycznie jakiejś krzywdy, ale jeżeli nie ma już ładunku emocjonalnego, ten obraz nie ma siły na nas wpływać. 

Przyjmuje całą moją odpowiedzialność”

Każdy z tych obrazów żyje, tak jak cały człowiek żyje. Nie można powiedzieć „o, tamto to mi się nie podoba, to nie będziemy się tym przejmować”. Bo tamto czym się nie chcesz zajmować, jest tak samo żywe, jak to o czym mówię ja. Tak trudno jest zobaczyć, że ten który obserwuje to jestem ja i to coś, to też jestem ja. Taka część mnie której nie lubię, wypieram, odsuwam, „to obrzydliwe, straszne”, ale to też jestem ja. Zobaczcie jak często używamy takiej komendy przyjmuję całą moją odpowiedzialność, mianowicie odpowiedzialność za wszystko czym jestem. Oczywiście w naszej pracy to jest wysortowany maleńki fragmencik, ale za niego też muszę wziąć odpowiedzialność! „-A bo ten suki***n to mi zrobił to i to i to!”. Prawda, ale na dziś w mojej głowie nie ma tego sukin****a, on się tam nie zmieści. Tam jest tylko zestaw obrazów zasilanych energią psychiczną, czyli emocjami, też można powiedzieć. 

Jeżeli uświadomimy sobie, że to jest część mnie, że to jest mój ogródek, tylko ja w nim grabię, koszę i sadzę, tylko ja! To co tam jest zasadzone to oczywiście efekt różnych doświadczeń, ale na dziś to jestem ja. Ten sam który tutaj siedzi, tak samo jak ciało, nic więcej. Jeżeli to ja tam posadziłem, to ja mogę to albo wyrwać albo zmienić albo przystrzyc. Dopóki to on, on albo ona są winni, to tylko oni mogą to zmienić. Ja jestem bezradny, nie mogę nic, bo to oni zrobili, więc oni mają prawo to zmienić. Ale gdy pogodzę się z tym „okay, to jest mój ogródek, cokolwiek tam jest to ja to posadziłem, ja to pielęgnuję. To jest straszne co powiem, ale to ja jestem odpowiedzialny za to. Nie ktoś.”

A jeżeli ja jestem odpowiedzialny za to, to mogę to zmienić. Przyjęcie odpowiedzialności to jest przyjęcie władzy. Jeżeli oddajemy odpowiedzialność, to oddajemy mu władzę.

To ja jestem odpowiedzialny, to jest we mnie: wredne, to nie mogłem zrobić ja, aż tak zły nie jestem…” No właśnie, że jestem! To jest dokładnie tak jak to widzimy, bo to jestem ja!

Im straszniejszy jest ten świat, który na nas napada, tym gorszy *** albo *** żyje we mnie. A najczęściej jedno i drugie, bo każdy z nas jest istotą dwupłciową psychicznie. Tak długo, jak długo ktoś jest odpowiedzialny za tą czy inną krzywdę, tak długo tylko ten „ktoś” ma możliwości żeby to zmienić. A jeżeli on jest do tego zły i wredny, to na pewno nie będzie chciał niczego zmieniać. Ja proponuję zupełnie inne podejście – ten wredny, ta wredna to jestem ja. Inny kawałek mnie, z którym jestem skłócony, wypieram, wypieram do Cienia. Ale jeżeli wejdę w ten Cień i wszystkie potwory, krzywdzicieli rozpoznam, to nawet okazuje się, że można zidentyfikować się z takim wrednym i popatrzeć jego oczami, tu na tego Maćka, który tutaj siedzi. Może rzeczywiście jest wredny, może chce mojej śmierci, ale to jest mój kawałek, który chce mojej śmierci! Nic innego. Wszystkie te ćwiczenia, które tu robimy – nikt nie wyszedł poza własną psychikę, cały czas w niej jesteśmy.

Oczywiście, że pracując mierzymy się z jedną, konkretną sytuacją, czyli z jednym z ogniw na łańcuszku wzmocnieniowym. Więc jedna osoba zacznie pracować w tym miejscu, inna w tym, inna jeszcze w tym. Oczywiście, że jeżeli ktoś lubi cierpieć albo przynajmniej nie przeszkadza mu to aż tak, to powie „idziemy na samo dno, rozwalamy cały mechanizm”. Ale rozwalenie całego mechanizmu jest trudne, bo tak naprawdę to my nie bronimy tego naszego krzywdziciela. Bronimy prawa, żeby się przed nim bronić. Bo jeżeli ta wredna sucz, tak i tak zrobiła, gdy byłem małym dzieckiem – mówię o matce albo innej babci – to ja mam prawo się przed nią bronić, ja mam prawo się na nią gniewać, wściekać. To ona mi to zrobiła! Ale popatrzmy na to z boku: w Maćku jest i to i ten, który się broni. To cały czas jestem ja, dwa kawałki we mnie – jeden groźny, drugi wystraszony. No ale ten wystraszony ma prawo się wściekać.

Zobaczcie, trzeba zrezygnować z prawa do wymierzenia kary. To jest dużo więcej niż wybaczenie. Ja muszę zrezygnować z tego, że mam prawo wyrównać rachunki. Ale jeżeli uświadomimy sobie, że ja wykreowałem tego i ja wykreowałem tego, to troszkę dziwaczne. Ale w życiu to i to jest część mnie. Albo identyfikuję się z tym albo tamtym – jestem wredną suką albo się bronię przed wrednymi sukami. A tak naprawdę to jest tylko gra w mojej głowie, gra tych dwóch obrazków. 

(…) Pamiętacie bliźniaków przy piersi? To się wszystko dzieje w mojej głowie. Na świat ja to jedynie wyprojektuję. I jeżeli nie umiem znaleźć takiego wrednego, przed którym mogę się bronić, a później mogę mu zadać cios, żeby wyrównać rachunki, to doprowadzę do tego, żeby było normalnie. Musi być ta Wredna, znajdę sobie, a jak nie to będę tak długo wkurzał, aż będzie Wredna. Pamiętajmy, że nieświadomość czyli to co decyduje zasadniczo o naszym życiu, w osiemdziesięciu kilku procentach, czyli de facto o wszystkim, lgnie do normalności. Lgnie do tego, co jest znane. Nasza nieświadomość nie potrafi oceniać dobre i złe, tak jak nasze ego. Na rozum: „Babo, przestań się już wściekać, to jest tylko mięsień, śluz, ściana macicy, o co ci chodzi? No co ta macica ci może zrobić?” To byłoby logiczne rozumowanie. Na poziomie emocjonalnym jestem tym dzieckiem, maleńkim płodem, który wie, że za chwilę będzie zmiażdżony, pożarty (…). I to jest normalne, to pamiętam, taki jest świat.

Nieświadomość nie rozpozna jak ego, że to przecież nie ma sensu. Taki proces tam nie zachodzi, bo jeżeli ktoś jest w wieku minus cztery miesiące to nie przeprowadzi takiej konceptualnej rozgrywki, żeby to wszystko sobie „rozkminić” i zrozumieć. Nie ma szans. On już wie jak jest. Pamiętacie bliźniaków? Albo karmi albo zabija, ten sam cycek, to samo mleko… Więc będziemy lgnąć do tego co nam znane, co jest naturalne, bo dla nieświadomości groźne nie jest to co jest logicznie – czy euklidesowo logicznie – niedobre. Lgniemy do tego co jest znane, to jest ewolucyjne przystosowanie, tak przetrwały gatunki. Powtarzamy rozwiązania naszych przodków. Jesteśmy wewnątrzpsychicznie skonstruowani tak, żeby powtarzać znane nam doświadczenia. I z punktu widzenia gatunku, zasada Pareto i tak dalej, jest to bardzo korzystne. Gatunki przetrwały, bo powtarzają znane rozwiązania.

Ale indywidualnie dla wielu z nas to jest przekleństwo, bo znane rozwiązania które powtarzamy to są te, które zapamiętaliśmy. A co pamiętamy najlepiej? Krzywdy, które nam się wydarzyły.

To, że ktoś się bawił w pokoju samochodzikiem, tu jeździł a tu nie jeździł, wszystko działa i jest okay. Ale jeżeli wpadł pijany ojciec i walnął łapą w stół, to będziemy pamiętać to wydarzenie do końca życia. I to staje się normą. A jeżeli to uderzenie łapą staje się udziałem dzieciaka, który bał się jeszcze zanim się urodził, bo chciało go tam zmiażdżyć w środku, to nawet jeżeli ojciec zaraz potem powie „ojej synku, już się nie martw, wszystko jest w porządku, jest dobrze, chodź przytulimy się” – to jest nieważne. Świat znowu chciał mnie zabić. 

Jeżeli nie ma tego ojca, który walił łapą, to ja sobie szybciutko doprowadzę do sytuacji, w której jest normalnie, no bo chcemy żeby było normalnie. Tak jak jestem przyzwyczajony. Będę go wkurzał tak długo, aż się zachowa tak, że walnie łapą w stół. Nawet nie będę o tym wiedział, bo ja jedynie staram się ułożyć wszystko tak, żeby było normalnie.

Tekst stanowi zredagowaną transkrypcje odpowiedzi Macieja na pytania uczestników warsztatu.