„Największe wrażenie zrobił na mnie proces ostatniego dnia. Na pozycji wskazanej przez Macieja rozpoznałem przerażonego, roztrzęsionego chłopca, który był przekonany o tym że umiera. Dużo czasu zajęło mi pogłębienie procesu i wejście w ten przejmujący lęk. Dopiero wtedy odkryłem, że mam stabilne oparcie, żaden obiekt mnie nie napada, a przyczyna tego stanu jest w moim ciele, w zatkanym gardle. Przeniosłem uwagę w to miejsce i zacząłem uczyć się odkrztuszać, a potem oddychać. Poziom lęku zmniejszył się.

Przed moją twarzą, w wizji, zobaczyłem mleczną pierś, ale bardzo nie chciałem z niej ciągnąć, bo kojarzyło mi się to z zakrztuszeniem. Maciej polecił, żeby powolutku ciągnąć mleko, pokarm, energię. Okazało się, że mogę go przyjmować, wypełnia mnie i sprawia, że czuję się dobrze i bezpiecznie. W tym momencie procesu okazało się jednak, że to zdarzenie było jedynie „wzmocnieniem” jeszcze wcześniejszej traumatyzacji. 

Niemal natychmiast nastąpiła regresja do okresu, kiedy byłem jeszcze w brzuchu matki. Czułem pępowinę, mogłem dotknąć ścianki macicy, ale znowu ogarnął mnie stan przerażenia, bo płuca i gardło były zatkane. Maciej skomentował, że mogło to być zakrztuszenie wodami płodowymi. Zgodnie z instrukcją w wizji próbowałem to odkrztusić, odchylając głowę na bok. Następnie rozluźniałem gardło, ściśnięte jak w imadle. Podziałało.

Wtedy Maciej zauważył, że z krztuszenia się zaczynam robić broń. Zachowywałem się, jak gdybym chciał celowo się zakrztusić, żeby pokazać że jestem w trudnym stanie, zwrócić uwagę na siebie i uzyskać pomoc z litości. W istocie tak było, ale pogłębienie tego doświadczenia sprawiło, że się uspokoiłem, odzyskałem czucie całego ciała i zdrowy rozsądek. Zakończeniem procesu była komenda „Przyjmuję całe moje życie i całą moją odpowiedzialność”. Dopiero wtedy do końca ustały objawy somatyczne, a moja pozycja się ustabilizowała.

Ten proces był dla mnie bardzo ważny, bo to jest zachowanie, które stosowałem w dorosłym życiu. Niejednokrotnie tworzyłem takie warunki, w których wpadałem w te lęki, szukałem pomocy z zewnątrz i nie dostrzegałem swojej roli w doprowadzeniu do tej sytuacji. Robiłem to nieświadomie, ale bardzo skutecznie. Niesamowite jak silnie działa na nas prekodowanie. Co więcej, w kolejnych dniach po warsztacie wyraźnie odczułem rozluźnienie w gardle i płucach. Tak jakby zwiększyła się pojemność mojego oddechu. 

Symbolicznie, poprzedniego dnia warsztatu w trakcie wykładu Maciej mówił o tym, że każdy fragment psychiki chce żyć i dojść do głosu. U mnie kontrolę nad całym dorosłym życiem przejmował ten przerażony i przekonany o nadchodzącej śmierci…”

Fragment sesji pytań i odpowiedzi, o której mowa w relacji uczestnika jest dostępny poniżej: